środa, 6 maja 2015

Zrobimy mu zdjęcie

- Mamuś, a czy mój pradziadek umrze? – Młody jak zwykle jednym pytaniem sprawia, że moje szare komórki wskakują na wyższy poziom. Obiecałam sobie, że nie będę kłamać, nawet przy trudnych tematach. Jednak są takie pytania, które w pierwszej chwili sprawiają, że kłamstwo wydaj się najlepszym rozwiązaniem. Tak bardzo chciałoby się zaprzeczyć mówiąc – nie, nie umrze, nie przejmuj się, albo odfuknąć  - co to za pytania, idź się bawić, albo unikowo i dyplomatycznie odpowiedzieć – porozmawiamy o tym później Kochanie.

Niestety pamiętam takie odpowiedzi z własnego dzieciństwa i wiem, że kłamstwa nawet te w dobrej wierze były łatwo weryfikowalne i ich demaskacja budziła rozczarowanie i żal, dość częste odfuknięcia odstręczały od zadawania kolejnych pytań, bo i tak nie uzyskiwało się odpowiedzi, a zabiegi unikowe oraz przekładanie rozmowy na bliżej nieokreślone „później” budziło we mnie złość – nie była przecież dzieckiem (owszem byłam, ale wiadomo o co chodzi) i chciałam wiedzieć!!! A wszystko to razem sprawiało, że coraz mniej chciało mi się rozmawiać z rodzicami i powoli ale systematycznie budowało między nami mur milczenia. Mur, który z dużym wysiłkiem teraz staram się cegła po cegle rozebrać.

- Tak, kiedyś umrze – słyszę swój nieco zmieniony ściśniętym gardłem głos – ale postaraj się o tym nie myśleć, dziadek jest dobrym człowiekiem i na pewno pójdzie do nieba – próbuję złagodzić odpowiedź, niestety nie udaje mi się.

- A dziadek Rysio i  babcia Gosia też umrą? – Młody patrzy na mnie tak, że wiem, że już zna odpowiedź, ale potrzebuje potwierdzenia.

- Tak, kiedyś umrą, ale są jeszcze młodzi i duuużo czasu przed nimi – klnę szpetnie w duchu, czy na pewno pięć lat to dobry moment na uświadomienie sobie, że kiedyś nasze życie się skończy?

- A ty i tatuś też umrzecie? – wielkie błękitne oczy Młodego robią się szkliste a usta układają się w podkówkę, a mi łzy gromadzą się w kanalikach.

Tak kiedyś umrzemy, ale jak będziesz bardzo duży i bardzo stary i na razie zupełnie nie musisz się tym przejmować – mówię, a na mojej twarzy kwitnie najbardziej uspakajający uśmiech, na który było mnie stać. Najtrudniej jest zmusić oczy, żeby też się uśmiechnęły i właśnie oczy przekonują Młodego, że chyba rzeczywiście nie ma się czym martwić. Patrzy na mnie jeszcze chwilę, potem przytula mocno i po chwili układa w swoim łóżeczku tuląc ulubionego misia.

Patrzę na niego w niebieskiej poświacie nocnej lampki – duszka i z ciągle ściśniętym gardłem wychodzę z pokoju.

- Zrobimy mu zdjęcie – słyszę lekko stłumiony głos Młodego. 

- Komu? – pytam szeptem zupełnie zdezorientowana.

- Pradziadkowi. Bo ja zupełnie nie pamiętam jak on wygląda, a nie chcę go zapomnieć. – Młody leży w łóżku i łzy płyną mu po policzkach – Bo ja bardzo kocham swojego pradziadka i chcę go pamiętać. Zrobisz mu zdjęcie?

- Zrobię Kochanie, jak tylko się spotkamy, ok.?

- OK.


- Dobranoc Kochanie.

- Uhm…

Życie i śmierć są męczące, zwłaszcza dla pięciolatka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz