Oddycham. Wreszcie. Po wielu
tygodniach znowu czuję przepływające przeze mnie powietrze. Czuję zapachy i
smaki, które już niedługo staną się intensywniejsze i prawdziwsze. Skonfrontuję
wspomnienia z nową rzeczywistością. Jest plan, jest działanie, jest droga i
wytyczone na niej punkty. Od dawna mozolnie uczę się chłonąć w siebie chwile,
zapamiętywać je wszystkimi zmysłami, tak aby wystarczyło mi na tygodnie bez
oddechu, bez światła, bez wolności.
Tego też się uczę – normalnie żyć bez
światła, oddechu i wolności.
Kolejny krok to zrozumieć, że wolność jest we
mnie, niezależnie od okoliczności i otaczającej nas rzeczywistości. Jest we
mnie! Niestety dla mnie to dopiero początek drogi, ale już coś się zmienia,
czuję to. Trochę się boję, nawet bardzo. Czasami gdy wracam z pracy do domu, celowo
omijam autostradę, bojąc się, że nie skręcę na „moim” węźle, że pojadę dalej,
nie wrócę, nie obejrzę się. Wyjdę z samochodu, tam gdzie skończy się paliwo,
gdzie zabraknie pieniędzy na jego uzupełnienie i pójdę dalej pieszo. Prawie
czuję, jak z każdym przebytym kilometrem, każdym krokiem, każdym oddechem
rozluźniam się, prostuję barki, przeczesuję dłonią coraz dłuższe i jaśniejsze
od słońca włosy, jak zmienia mi się krok na bardziej sprężysty, lżejszy, celowo
bezcelowy. Już nie czuję szczękościsku, już nie boli mnie czoło od marszczenia,
już barki nie ciągną ku ziemi a kręgosłup zapomina o siedzeniu. Odzyskuję
minione lata. Milczę. Odpoczywam od miliona niepotrzebnie wypowiedzianych słów.
Zostają tylko dwa: kocham i zawsze. I jeden obraz – dziecka o błękitnych
oczach, które sprawi, że wrócę gdziekolwiek bym była, że wsiądę do samochodu i
zjadę na właściwym węźle.
Odnaleźć wolność w sobie tylko
tyle i aż tyle.
Wiem, że ten rok będzie
przełomowy. Widzę i czuję nadchodzące zmiany, jak czuje się nadchodzącą burzę,
jak wyczuwa się wiosnę w powietrzu, gdy inaczej pachnie ziemia, jak czuje się
zmierzch lata i nadchodzącą jesień w jeszcze słoneczny poranek. Czuję tę zmianę
i czekam na nią z nadzieją…