- Mamuuuuuuuuuuuuuuuuu, zrobisz mi herbatkę?
Głos Młodego dociera do mnie gdzieś pomiędzy myciem zębów,
szukaniem wiecznie wędrujących butów oraz dzwonkiem komórkowego budzika.
- Zrobię! – Odkrzykuje i przemieszczam się w kierunku kuchni,
wlokąc za sobą zaplątane w supeł spodnie (?), które wieczorem, jestem tego
pewna, odwiesiłam na krzesło (tak Mamo, wiem, że powinnam do szafy).
-Tylko nie gorącą! Ja bardzo nie lubię gorącej! – Młody
wydaje polecenia lekko rozespanym i miauczącym głosem.
- Kochanie, przez chwilę będzie gorąca, ponieważ muszę
zaparzyć herbatę, a zimną wodą się nie da – Tak, racjonalnie i spokojnie, oto
najlepsza droga do dziecięcego umysłu.
- Ja nie chcę zaparzać, ja chcę bez wody! – I wracamy do
świata, gdzie racjonalne argumenty odbijają się od muru zbudowanego ze: „chcę”
oraz „nie chcę”.
- Bez wody? Bez wody nie będzie herbaty! – Odpowiadam,
próbując przekrzyczeć szum 2000W grzałki w czajniku.
- Ja chcę bez wody!
- Ale…
- Bez wody Mamu!!! - Młody krzyczy, aż drżą lampy nad stołem.
- Bez wody, tak? – W moich oczach zapalają się czerwone iskry.
- Tak! – Odpowiedź pada bez wahania, bez chwili
zastanowienia.
- OK. Proszę. Oto Twoja herbata. – Podaję Młodemu bladą,
anemiczną i nie przypominającą ciepłego aromatycznego napoju torebkę malinowego
suszu i pędzę robić sobie makijaż, udając, że sprawę uważam za zamkniętą.
Siedząc przy stole, jednym okiem obserwuję Młodego, który obraca w łapkach
torebkę, nie wiedząc, jak do niej podejść, jak wybrnąć z sytuacji i jak napić
się herbaty? Analiza wszystkich możliwości chwilę trwa, ale słyszę lekko stłumione:
- Mamu, ja chcę tej wody. Może być trochę gorąca.
Kolejna lekcja życia za nami: Słuchaj Mamy! Albo jak ktoś
woli: Bez wody, nie ma herbaty!
Poranek trwa dalej. Obie strony zadowolone. Młody siorpie gorącą herbatę,
wdychając obłoczek malinowej pary, ja czuję pedagogiczną satysfakcję. Do czasu. Siorpanie ustaje i słyszę:
- Mamu… a czemu ja rano piję herbatkę?