piątek, 4 stycznia 2013

Na czubeczku nosa …


źródło: http://benjaminchocolatier.co.uk
Dom. Jesteśmy w domu. Młody ciągle jeszcze zdrowieje ale i tak chodzi do przedszkola, a my (Szanowny M. i ja) jakoś tak wewnętrznie się rozluźniliśmy i żadnym sposobem nie możemy wrócić do codziennej rutyny. Wieczorem rozsiadamy się na „naszych” miejscach, wyciągamy nogi, kładąc na nich zaległe książki, gazety, albo skostniałe od zbyt długiego nieużywania komputery i milcząco zanurzamy się w nasze światy. Światy tak bardzo od siebie odległe, że aż dziwne wydaje się ich współegzystowanie. Jest jednak coś, co, w te milczące wieczory, nas łączy – spacer. Jednak pomyliłby się ten, kogo wyobraźnia nakreśliłaby szkic kontemplującego ruch i swoją obecność małżeństwa. Nasz spacer, choć w tę samą stronę i w tym samym celu, nie ma w sobie nic ze wspólnoty, ani kontemplacji. Nas przyzywa, nęci i niejako zmusza do ruchu nieukojone niczym pragnienie KAWY!!! Jak somnambulicy wiedzeni niewyjaśnioną wewnętrzną potrzebą, zataczamy coraz ściślejsze kręgi wokół ekspresu do kawy! 


Trzy ruchy i… zanurzam twarz w błękitnym kubku wypełnionym przyjemnością. Pozwalam by zapach świeżej kawy wniknął w moją twarz i włosy, powędrował przez nos aż do języka i tam zatrzymał się trochę dłużej. Stoję tak chwilę, bojąc się ruszyć, by otaczająca mnie bańka aromatu nie prysła zbyt szybko. Otacza mnie zapach palonych ziaren kawy oraz nuty kardamonu, cynamonu, pomarańczy i wanilii są one wyraźnymi, choć nie jedynymi znakami mojej słabości, czasem zdradza mnie też mleczna pianka na czubeczku nosa. Nie ścieram jej zbyt szybko, noszę ją z dumą, choć ewidentnie zaświadcza o mojej słabości. Dobrze, że o tej, przynajmniej nie zdradzam innych ;-) 

Blueme

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz