|
źródło: http://benjaminchocolatier.co.uk |
Dom. Jesteśmy w domu. Młody
ciągle jeszcze zdrowieje ale i tak chodzi do przedszkola, a my (Szanowny M. i
ja) jakoś tak wewnętrznie się rozluźniliśmy i żadnym sposobem nie możemy wrócić
do codziennej rutyny. Wieczorem rozsiadamy się na „naszych” miejscach,
wyciągamy nogi, kładąc na nich zaległe książki, gazety, albo skostniałe od zbyt
długiego nieużywania komputery i milcząco zanurzamy się w nasze światy. Światy
tak bardzo od siebie odległe, że aż dziwne wydaje się ich współegzystowanie. Jest
jednak coś, co, w te milczące wieczory, nas łączy – spacer. Jednak pomyliłby
się ten, kogo wyobraźnia nakreśliłaby szkic kontemplującego ruch i swoją
obecność małżeństwa. Nasz spacer, choć w tę samą stronę i w tym samym celu, nie
ma w sobie nic ze wspólnoty, ani kontemplacji. Nas przyzywa, nęci i niejako
zmusza do ruchu nieukojone niczym pragnienie KAWY!!! Jak somnambulicy wiedzeni
niewyjaśnioną wewnętrzną potrzebą, zataczamy coraz ściślejsze kręgi wokół ekspresu
do kawy!
Trzy ruchy i… zanurzam twarz w błękitnym kubku wypełnionym
przyjemnością. Pozwalam by zapach świeżej kawy wniknął w moją twarz i włosy,
powędrował przez nos aż do języka i tam zatrzymał się trochę dłużej. Stoję tak
chwilę, bojąc się ruszyć, by otaczająca mnie bańka aromatu nie prysła zbyt
szybko. Otacza mnie zapach palonych ziaren kawy oraz nuty
kardamonu, cynamonu, pomarańczy i wanilii są one wyraźnymi, choć nie jedynymi znakami mojej słabości,
czasem zdradza mnie też mleczna pianka na czubeczku nosa. Nie ścieram jej zbyt
szybko, noszę ją z dumą, choć ewidentnie zaświadcza o mojej słabości. Dobrze,
że o tej, przynajmniej nie zdradzam innych ;-)
Blueme
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz