- Co robisz? - pytam Młodego odwrócona do kuchennego
blatu, z nożem do warzyw w dłoni i stertą ziemniaków przede mną.
- Oglądam baję. –
odpowiada moje dziecko i zalega jeszcze nie niezręczna cisza.
Uff, w takim razie mam jeszcze chwilę. Co prawda wyrzuty
sumienia uwierają mnie pod czerwonym swetrem, niczym główki ostów w skarpetkach
wiele lat temu, ale co zrobić, Młody jeść też musi, a ktoś to jedzenie powinien
przygotować. Padło na mnie. Szanowny M. wykpił się, stwierdzając, że wiele lat
temu wyrzuciłam go z kuchni i permanentny brak kontaktu z materią żywieniową
spowodował u niego 100% amnezję, tak, że nawet kotleta usmażyć nie umie, bo mu
się kolejność działań miesza. Komentarza tym razem nie udało mi się
powstrzymać, ale do publikacji raczej się nie nadaje. Stoję więc w kuchni,
obieram ziemniaki, prużę mięso, gotuję rosół, przygotowuję ulubioną surówkę z
dzieciństwa:
- marchewka – 3 szt.
- jabłko – 1-1,5 szt.
- sok z cytryny
- odrobina cukru (ale niekoniecznie)
- oliwka cytrynowa
i staram się choć minimum czasu poświęcić również Młodemu. Stąd
moje zagadywanki, zbywane krótkimi odpowiedziami Malucha. No tak, jak można
konkurować z Rycerzem Majkiem? Jednak nie ma tego złego, co by na dobre …
Obiecuję sobie, że skończę jak najszybciej i pobawię się z Maluchem. Może
porysujemy? A może zrobimy od dawna odkładane tekturowe akwarium? Walczę ze
znienawidzonymi ziemniakami i układam plan dnia:
PLAN DNIA
1. skończyć obiad,
2. sprzątnąć kuchnię,
3. zrobić akwarium… zaraz, zaraz, żeby zrobić akwarium z
Młodym, muszę mieć, gdzie je zrobić.
PLAN DNIA – KOREKTA1
1. skończyć obiad,
2. sprzątnąć kuchnię,
3. posprzątać stół w jadani
4. zrobić akwarium…
zaraz, zaraz, jak już będę w kotłowni (po kartony do akwarium), dobrze byłoby
wstawić pranie. My byśmy się bawili, a pranie by się wyprało ;-), chociaż samo
się nie powiesi…
PLAN DNIA – KOREKTA2
1. skończyć obiad,
2. sprzątnąć kuchnię,
3. posprzątać stół w jadani,
4. wstawić pranie,
5. zrobić akwarium,
6. podać obiad,
7. powiesić pranie,
8. wstawić zmywarkę,
9. podać podwieczorek… Podwieczorek? Super! Tylko jaki
podwieczorek?!!!
PLAN DNIA – KOREKTA3
1. skończyć obiad,
2. przygotować ciasto i wstawić je do piekarnika!
3. sprzątnąć kuchnię,
4. posprzątać stół w jadani,
5. wstawić pranie,
6. zrobić akwarium,
7. podać obiad,
8. powiesić pranie,
9. wstawić zmywarkę,
10. podać podwieczorek,
11. wyładować zmywarkę,
12. …
Cisza. Najbardziej niepokojący brak dźwięków w życiu matki
niespełna trzylatka. Patrzę na kanapę, gdzie jeszcze przed chwilą siedział
Maluch. Pusta. Nie słychać kroków, samochodzików, grających zabawek. Nie
słychać niczego, poza smokami bijącymi brawo Rycerzowi Majkowi w MiniMini .
- Młody, gdzie jesteś?
– wołam od tak sobie, od niechcenia, a przynajmniej tak to ma brzmieć.
Cisza.
- Synu? – w moim
głosie słychać lewie wyczuwalne drżenie, w końcu to nie pierwszy raz, nabieram
wprawy.
- Co? – odpowiada
mi cichutki głosik, jakby z głębi jaskini. (Jaskini? Jesteśmy w domu z otwartym
parterem! Gdzie on wszedł?!)
- Co robisz? –
pytam na tyle spokojnie, na ile pozwalają mi coraz bardziej ściśnięte struny
głosowe.
- Boję się... –
pada odpowiedź, która sprawia, że zatrzymuję się w miejscu.
Już wiem skąd dobiega głos – zza fotela – za którym Mody
zrobił sobie „swój domek”, taką własną twierdzę, do której zaprasza tylko tych,
którzy na to zasłużyli. W „domku” ma dwa krzesełka, naczynia w których gotuje
dla gości i kilka zabawek ale najważniejsze jest to, że czuje się w nim
bezpieczny. Wejście do „domku” zmyka wielką piłką do ćwiczeń i jeździkiem,
prezentem od dziadków.
Zbliżam się powoli do fotela, a po drodze zastanawiam się,
co takiego się stało, że Młody się boi, do tej pory nigdy nie użył takiego
sformułowania, nie mówiąc już o potrzebie ukrycia się ze strachu. Tym bardziej
jestem zaniepokojona. Postanawiam jednak, że niezależnie od wszystkiego,
postaram się w pełni zrozumieć jego dziecięce lęki, a jak będzie trzeba, to
razem wygonimy ewentualne potwory spod łóżka! Mam w domu dwa sitka, tłuczki do
mięsa też się znajdą a i pokrywek na tarcze mi nie zbraknie. Ostatni głęboki
oddech, przed pierwszym zadaniem bojowym i w pełni gotowa przechylam się za
oparcie fotela. Młody siedzi wbity w najodleglejszy róg, patrzy na mnie tymi
swoimi wielkimi, błękitnymi oczyma a w rękach ściska coś, czego absolutnie nie
wolno mu ruszać – kosmetyczkę z cążkami, nożyczkami, pilnikami i innymi tnąco-kłującymi
akcesoriami. Sprawa jasna – potwór, którego bał się Młody to ni mniej, ni
więcej – JA! Niestety na mnie sitka, tłuczki i tarcze z pokrywek nie wystarczą,
o nie! Mnie można udobruchać tylko śmiechem ;-) Wyciągam Malucha zza fotela,
przytulam do siebie i po raz setny tłumaczę, dlaczego nie wolno mu bawić się
ostrymi narzędziami, pewnie nie ostatni raz.
Kolejny krok w rozwoju za nami – z pewnym zaskoczeniem
stwierdzam, że Młody wie już co jest dobre, a co złe, rozumie nasze zakazy i
jeżeli je łamie, to w pełni świadomi, wiedząc, że czekają go konsekwencje. Potrafi
też fantazjować, ale to już zupełnie inna opowieść.
Potwór Blueme
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz