Mój przedszkolak coraz lepiej
sobie radzi. Uczy się bawić w grupie i uczestniczyć w zajęciach, choć jak na
indywidualistę przystało często obserwuje grupę, stojąc z boku i za nic nie
można przekonać go do jakiegokolwiek zaangażowania. Chcąc aby jak najszybciej
zaaklimatyzował się w nowej dla niego sytuacji, od października zapisałam go na
dwa rodzaje zajęć dodatkowych. Pierwsze z nich – taniec – miało go rozruszać i
pomóc w interakcjach między dziećmi, drugie - karate (powiedzmy szczerze –
ćwiczenia) – miało spożytkować jego praktycznie niezużywalne siły ;-) Z karate
zrezygnowaliśmy po tygodniu, w wyniku całkowitego braku zainteresowania
Malucha, a taniec zdaje się być strzałem w dziesiątkę. Co prawda Młody jeszcze
obserwuje, jeszcze się waha, czasami tylko dołącza do grupy, ale dobre i to ;-)
Efekty widzimy w domu, gdy sam sobie włącza grające zabawki i tańczy w
najlepsze wyginając śmiało ciało, tupiąc stopami w skarpetkach i wirując aż do
upadku w piruetach ;-)
Uczy się też przedszkolnych zwyczajów. Nosi już papcie, chociaż w pierwszym miesiącu rzucał nimi po sali i nikomu nie udawało się go przekonać do ponownego ich założenia. Pomógł przypadek – zrobiło się zimno i w sali przedszkolnej też zrobiło się chłodniej, zwłaszcza rano, gdy co chwilę otwierano drzwi na korytarz, wpuszczając dzieci i świeże, jesienne powietrze. Młodemu stopy tak zmarzły, że sam poszukał papci i nikt już nie musi nakłaniać go do ich noszenia ;-) Nauczył się też wymaganych w przedszkolu zachowań przy stole. Maluchy, przed każdym posiłkiem, siadają na krzesełkach, kładą rączki na kolanach i czekają aż „ciocie”:
- nałożą im jedzenie,
- podadzą sztućce
- i głośno powiedzą wszystkim: SMACZNEGO!!!!
Dopiero wtedy można zacząć jeść,
choć z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że małe głodomorki do jedzenia
zupełnie nie potrzebują sztućców, wystarczą im przecież rączki, hmmmmmm nic tak
nie smakuje, jak gorący ziemniak (kartofel) wepchnięty do buzi paluchami (ja
jeszcze pamiętam te z ogniska) ;-) „Ciocie” i Maluchy starają cię codziennie
przestrzegać przedszkolnej etykiety i z niecierpliwością oczekują na kolejne
jej elementy. Niedawno „ciocie” zajęte swoją gromadką zapomniały o najważniejszej
części rytuału, nie padło z ich ust SMACZNEGO! Biedne Maluchy siedziały, nie
wiedząc co robić, obiad pachniał apetycznie, w brzuchach burczało a ręce aż się
lepiły do ziemniaczków, jednak sygnału, że można jeść, jak nie było, tak nie
było. Kto nie wytrzymał napięcia? No kto? Oczywiście Młody! Rozejrzał się
rezolutnie po Sali, spojrzał w oczy „cieciom” i na cały głos krzyknął:
- Dzięęęęęęęę- kuuuuuuuu –
jeeeeeeee – myyyyyyyyyyyy!
Za chwilę pałaszował już cała
gromadka, nie widząc na szczęście
rozbawionych i nieco zdziwionych min „cioć”.
Blueme
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz