wtorek, 9 października 2012

Siad!!! – czyli migawki z przedszkola ;-)



To, że dzieci potrafią zadziwiać, wiedzą nie tylko rodzice owych dzieci, ale chyba wszyscy, którzy mieli okazję pobyć z Maluchami choćby kilka chwil. Oczywiście im dłużej, tym obserwacje ciekawsze ;-) Od siebie dorzucę, że prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy Maluch zaczyna porozumiewać się z otoczeniem na poziomie wczesno-zdaniowym ;-) Opisywanie świata za pomocą bardzo ograniczonego zasobu słów musi, po prostu musi zdumiewać trafnością i logiką językową stosowaną przez dzieci. A jak do tego dochodzi jeszcze nauka zasad zachowania w szeroko pojętym społeczeństwie, to szczęka może zaboleć od zbyt częstego lądowania na podłodze ;-) Od pewnego czasu obserwujemy u Młodego przyspieszenie tego zdumiewającego procesu adaptacyjnego i czasami musimy bardzo starać się nie parsknąć śmiechem, kiedy on ze śmiertelną powagą powtarza nasze akcent, gesty, czy modulację głosu oraz wydaje polecenia swoim rówieśnikom w kwestii co wolno, a czego nie wolno robić. Robi to z pełnym przekonaniem, z gorliwością neofity, gotowy posunąć się o wiele za daleko, byle zasada została zastosowana, tak jak nauczyła mama ;-) Oczywiście nie możemy śmiać się oficjalnie, ponieważ wtedy nasz mały Gargulec zamyka się w sobie, wewnętrznie i zewnętrznie, np. zamyka oczy i udaje, że śpi, donośnie chrapiąc. Ot taki sobie mechanizm obronny, stosowany również w towarzystwie osób nowych lub też rzadko widywanych.


Jedną z zasad bezwzględnie przez nas przestrzeganą jest: W NASZYM DOMU NIKT NIKOGO NIE BIJE!* Młody o tym wie, bo uczymy go tego na różne sposoby. Ostatnio jednak opowiedziano nam historię, przy której kilkukrotnie wstrzymywałam oddech, bojąc się ciągu dalszego ;-)

Mały chodzi do przedszkola od niedawna, jest więc na etapie nauki zachowań akceptowanych i nie akceptowanych w przedszkolu. Jednym z takich zachowa jest dzielenie się zabawkami. Od początku uczymy go dzielenia się zabawkami, ale kto miał dwulatka w domu, ten wie, że to trudna nauka a na efekty trzeba trochę poczekać, zwłaszcza, gdy więksi i silniejsi wyrywają dwulatkowi zabawki, a on sam zrobić tego nie może, choć czasami niestety próbuje. Tego dnia właśnie spróbował. W przedszkolu pokłócił się z nową koleżanką o zabawkę. Jak nam doniesiono wyciągnął zabawkę z rąk nowo poznanej dziewczynki, której to zachowanie zupełnie się nie spodobało i… ugryzła Młodego w rękę. Tu wstrzymałam oddech po raz pierwszy:
  1. po pierwsze dlatego, że ugryziono moje dziecko!!!!!
  2. po drugie, bo zamarłam na myśl, co zrobiło moje dziecko tej dziewczynce w odwecie, bo do tej pory nikt nigdy go nie ugryzł i jakakolwiek reakcja na takie zachowanie nie była mi znana?!
 Myśli pogalopowały, ale nigdy, serio, nigdy nie wpadłabym na dalszą część tej historii ;-)

Młody, nieco zdumiony, stał z zabawką w rękach, patrząc na rozzłoszczoną panienkę i spokojnym, acz stanowczym głosem wypowiedział takie oto słowa - „Gryzą psy”. Słyszałam, jak powietrze uchodzi mi z płuc, oddychałam głęboko spokojem i macierzyńską dumą, bo Młody okazał się wygadany, mądry a przede wszystkim OPANOWANY! Już, już chciałam głośno obwieścić światu swoją radość, ale kątem oka zauważyłam, że to wypuszczone przeze mnie powietrze, wciąga, opowiadające przedszkolną historię, nasza kochana niania ;-) Zamarłam i wstrzymałam oddech po raz drugi, a niania kontynuowała - Młody spokojnie powiedział do tej Małej – „Gryzą psy” - po czym dodał – „Siad!”
Nie wiem, na czyjej twarzy odmalowała się większa konsternacja, tej dziewczynki, czy mojej? I bądź tu człowieku (matko) mądry. Pochwalić, czy zganić? Jakby takie słowa wypowiedział dorosły, to awantura byłaby murowana, ale u dwuipółlatka? Doszłam jednak do wniosku, że go pochwalę:
1. oficjalnie - za opanowanie, 
2. nieoficjalnie – za refleks, inteligencję i niezamierzone poczucie humoru ;-)

Blueme





* To, że nigdy nie uderzymy naszego dziecka, wiedzieliśmy już na długo przed jego urodzinami, czy nawet przed planowaniem jego urodzin. Nie akceptujemy żadnej przemocy w stosunku do dzieci, a tym bardziej fizycznej, czy psychicznej. Tego też uczymy naszego dwuipółlatka. Oczywiście z jednej strony zdaję sobie sprawę, że pewnie czasem czekają nas ciężkie próby, bo Młody ma przecież mój, widoczny już charakterek, ale z drugiej  strony wiem, że bicie niczego nie załatwia, niczego nie tłumaczy, niczego nie uczy i niczego nie buduje. Kiedyś usłyszałam, jak pewni rodzice stwierdzili, że klaps nikomu krzywdy nie zrobił, a dzięki takim klapsom w dzieciach budzi się szacunek do rodziców!!! Uwierzcie mi, budzi się wszystko, poza szacunkiem, miłością i więzią, a po pewnym czasie budzi się też coś o wiele gorszego – obojętność, poczucie osamotnienia a czasami nienawiść, do ludzi, których w naturalny sposób, czy tego chcemy, czy nie chcemy, kochamy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz