- Tatuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!
Tatu!!! Taaaaaaaaaaaaaaaatu!
Rozlega się od trzech dni z pokoju Młodego, mniej więcej o
7:00 rano. Ale dzisiaj mój prywatny budzik zawył o 6:25, brutalnie wyrywając
mnie z objęć Morfeusza i ciskając bezceremonialnie w rozwartą ziewaniem paszczę
codzienności. Muszę przyznać, ze potrzebowałam chwili, żeby przypomnieć sobie,
kim jestem i co tu robie, i w zasadzie gdzie to TU jest. Kiedy ja szukałam
trzech punktów do kreślenia siebie w czasie i przestrzeni, Młody wył dalej:
Chcąc nie chcąc wstałam z łóżka i rozbijając się po drodze o
mijane narożniki ścian weszłam do całkowicie zaciemnionego pokoju Malucha.
- Tatu? – spytał
patrząc mi prosto w oczy.
- Nie Tatu, tylko mamu,
tfu, mama. Tata jest już w pracy. – recytuje codzienną formułkę.
- Ja nie szkola –
próbuje, również jak co dzień Maluch.
- Pójdziesz, pójdziesz
– uśmiecham się do niego - ja idę do
pracy, a Ty do przedszkola. Ale za dwa dni będzie sobota i …
- Basen! Mama, ja
basen z tatusiem! Basen działa!
- Basen działa? – a
dlaczego miałby nie działać zastanawiam się po cichy i przypominam sobie jeden
z argumentów podany Młodemu, na pytanie dlaczego nie możemy w poniedziałek
pojechać na basen.
- Tak basen działa w sbotę,
a teraz nie dziala! Ja z tatusiem plum, plum! Mama, ja koło i rękwi (czyt.
rękawki dmuchane) i ziuuuuuuuuuuuuuuuu
(zjazd ze ślizgawki w basenie).
- Zobaczymy. –
podsumowuję odsłaniając okna, za którymi świeci latarnia i nadal jest ciemno.
Chciałam to mam – aktywne dziecko – Szanowny M. z niepokojem obserwuje
rozwijające się preferencje Młodego co do spędzania wolnego czasu - ostatnio
najchętniej siedziałby w basenie. A ja cieszę się jak szalona ;-) Z
niecierpliwością czekam na każdy kolejny weekend i już od środy planuję zadania
na soboty i niedziele i trzymam kciuki za bezdeszczowe dni, bo chmury już dawno
przestały nam przeszkadzać.
- Tatu? – zagaduje
Mały.
Staję jak wryta i lekko zaniepokojona popatruję na Młodego,
może stracił wzrok, może to kurza ślepota?
- Kim ja jestem? - pytam lekko zdezorientowana.
- Tatu. –
odpowiada z przekonaniem moje dziecko i widzę jak cień uśmiechu przesuwa mu się
niespiesznie po ustach i zatrzymuje w oczach.
- Kim jestem?
- Tatu! –
wykrzykuje Mikrus i w te pędy ucieka z pokoju przed moimi ramionami i
łaskotkami.
Odwracam się od drzwi i przy świetle nadchodzącego świtu
staram się znaleźć w szafie ubranie dla Małego. Rozważając możliwe zestawy
kolorystyczne czystych jeszcze ubranek, słyszę cichy tupot skradających się
małych stóp. Nie odwraca się, chcą go zaskoczyć, ale to on zaskakuje mnie.
- Mamu, kocham Cię, bardzo.
Bleme
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz